Forum Stowarzyszenia Blady Gród Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Windalf

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Stowarzyszenia Blady Gród Strona Główna -> Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
D.



Dołączył: 10 Maj 2007
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z loży masońskiej

PostWysłany: Pią 17:58, 17 Lip 2009 Temat postu: Windalf

Krotki wstep do historii pewnego zabojcy troli ktorym nie tak dawno temu gralem. Nie chcialo mi sie do tego dopisywac wydarzen z sesji ale kiedys bedzie trzeba opisac jak sie ratowalo imperium przed skavenami i dark elfami.



Gdyby tej nocy ktoś zdołał podkraść się do zagubionej wśród moczarów chaty z zapadniętą i obrośniętą mchem strzechą, gdyby zajrzał przez szpary w okiennicach, zobaczyłby w skąpo oświetlonym wnętrzu siwobrodego starca w obdartym kożuchu i blondwłosego, potężnie zbudowanego krasnoluda. Zobaczyłby jak krasnolud leży na prowizorycznym łóżku trawiony gorączką i konwulsjami. Zobaczyłby jak starzec przeciera szmatką nasączoną zimną wodą gorące czoło i szyje Khazada. Usłyszałby majaczenie krasnoluda, któremu starzec wnikliwie się przysłuchiwał, nie przerywając opieki. Usłyszałby historię jego życia.
Ale to nie było możliwe. Nikt nie mógł tego zobaczyć. Chata była dobrze ukryta wśród trzcin na moczarach. Na wiecznie pokrytym mgłą pustkowiu, na które nikt nie odważał się zapuszczać.



Jeśliś czytasz to, oznacza to iż padół ziemski już opuściłem i hańbę wieczną z siebie, mych przodków i wszelkich potomków własną krwią zmyłem. Że imię me zdrapane powinno zostać ze skały hańby we wiosce mej rodzinnej Ulfstadling w krainie Norską zwanej. Jam jest Windalf Białobrody syn Windulfa z klanu Żelaznej Pięści wywodzącego się z Karak a Kardin od słynnego smokobójcy Altswidurfa pochodzącego. A to co czytasz historią mego życia, hańby i testamentem jednocześnie jest. Na świat sto trzydzieści i osiem lat, rachuby człeczej, temu przyszedłem. Z ojca mego Windulfa syna Winswirda i matki mej Enyi zrodzony, we wiosce Ulfstadling. Ojciec mój na codzień kowalstwem się parał i wojem był niezrównanym, stąd też do ochrony kupieckich karawan zaciągał się często. Wychowanie odebrałem zaiste w surowym krasnoludzkim stylu, za nie posłuszeństwo kijem stalą obitym karany. Kości wiele złamanych miałem lecz na dobre mi to wyszło gdyż ni aura nie sprzyjająca, ni praca ciężka w kuźni, ni ból i wyczerpanie straszne mi nie są, za co wdzięczny jestem ojcu memu i przodkom naszym, którzy mu nauki o wychowaniu przekazali. Matka ma z kolei o dom nasz dbała , jak niewiaściee przystało. Więcej ona niż na ogół kobiecie przystoi w domu ojca mego do powiedzenia miała. Historie o czasach chwały ludu i przodków naszych opowiadała a zwłaszcza o dokonaniach Altswidurfa co w krwi pięciu zabitych przez się smoków kąpieli zażywał, przez co skórę twardą jako łuski ich miał i oręż żaden go się nie imał. Słaby punkt jeden miał gdyż podczas pierwszej kąpieli z drzewa klonu liść mu na plecy spadł, czego dzielny Altswidurf nie poczuł i tylko tam wrażliwy był bo liść ów przyległ tam na stałe niemal. Dumą jak i słabością skóra twarda jego była, gdyż lęk wszelki przed wrogami przestał odczuwać. W czasie Wojny o Brodę poległ on gdy skrytobójca ze zdradzieckiego elfiego plemienia wykorzystał to i strzałą go w miejsce owe uraził, żywot odbierając. Zaiste pięknie historię tą snuła przy kominku w domu naszym rodzinnym. Z czasów tych radosnych tęsknota ma pochodzi by klanowe ziemie naszych przodków ujrzeć i ziemi Karak a Kardin stopami swymi dotknąć, by klęknąć przed pomnikiem Grimnira w najwspanialszym z domów jego a nie jeno na bitwy polu co jego drugim domem jest. Tak oto mijały spokojnie szczenięce me lata. Gdy już lat pięćdziesiąt i cztery miałem z ojcem wraz do krainy człeczyn Kislewem zwanej wraz z kolejną karawaną wyruszyliśmy. Wiele cudów tam ujrzałem, od murów miasta Prag zwanem, po ciasne i tłoczne targi Erengradu. Wtedy to też pierwszy raz topór mój krwi zielonoskórych zakosztował. Zaiste piękna to była wtedy wiosna. Po powrocie, latem jak w zwyczaju od małego miałem u dalekich kuzynów z klanu matki mej na farmie w górach nieopodal spędzałem. Zacni to khazadowie są co hodowlą owiec na stokach się parają. Wtedy to też w jednym z górskich szałasów w miejscu, które do dziś w głęboko w swej pamięci nosze, gdyż w kotlinie górskiej malowniczo położonej jest, mężczyzną się stałem. Bo jak twierdzą ludzie z krainy z której pochodzę, mężczyzną się stajesz dopiero gdy dwóch rzeczy posmakujesz, życia wroga uchodzącego przez ostrze topora twego i uroków kobiecego ciała. Alia na imię miał i jedyną córką kuzyna mego jest. A obecnie żoną mą od miesięcy wielu nie widzianą. Ponownie ujrzeć ją móc będę dopiero gdy konającej matce przysięgi danej dotrzymam, w krainie przodków naszych. I od nocy tej gdy ciała jej o smaku cudowniejszym niż najlepsze ale posmakowałem, gdy włosów zapach świeższy od górskiego powietrza o poranku poczułem nozdrzami swymi, od czasu tego rozłam w rodzinie mej się zaczął gdyż Alię jako żonę dla syna swego najstarszego brat stryjeczny ojca mego sobie wypatrzył. A był i jest to nadal spór zażarty a nieraz i krew bratnią w niej przelewaliśmy. Badin różnych podstępów się imał, nawet swą pozycję sierżanta straży miejskiej w osadzie pobliskiej wykorzystując, lecz nawet on skapitulować musiał gdy przysięgę wierności jako mąż żonie i żona mężowi przed duchami przodków sobie złożyliśmy. Tak oto lata życia mego mijały. Iście sielankowo życie nasze się toczyło do czasu. Gdy wraz z ojcem mym i żoną moją od krewnych jej z farmy górskiej wracaliśmy ujrzeliśmy osadę naszą w czerwonym kurem objętą. Dobrze dzień ów pamiętam, smak przyprawionej i soczystej pieczonej baraniny na obiad, zapach naładowanego ozonem powietrza po burzy, słony smak potu mojej Ali w łożnicy. Tak to wszystko przypomina mi ów dzień. Gdy do domu naszego dotarliśmy matkę mą w drzwiach konającą ujrzałem, wciąż w dłoni topór mój ściskającą . Opowiedziała nam o smagłoskórych żeglarzach ze statku co ostatnio w osadzie naszej cumował, o burdzie przez nich wszczętej, o grabieży jakiej na naszej osadzie dokonali, gwałtach morderstwach i rabunkach. I o tym jak sygnet Altswidurfa, pamiątkę naszą najcenniejszą z lat świetności klanu nam pośród wielu innych rzeczy odebrali. Wtedy wymogła na mnie iż nie spocznę dopóki winowajcy głowami za zbrodnię swą nie zapłacą a ja hańby z siebie, jako najstarszego syna zobowiązanego relikwii tej bronić, nie zmyję. Wiele dni i nocy spędziłem o poście i modlitwie do Valayi by wiedzieć cóż uczynić mam i gdzie się udać. Takoż siódmego dnia ni to we śnie ni to ni na jawie ukazało mi się miasto człecze nie podobne do żadnego jakież wcześniej widziałem, gwarne, ludne ze słońcem wysoko świecącym i gorącym. Z ogromną budowlą zwieńczoną kopułą i czterema minaretami przy niej. Później zaś ukazał mi się Khazad ogromny, topór, którego chyba bym nawet unieść nie zdołał, w jednej ręce dzierżący. W rytualnych tatuażach cały. Na głowie zaś włosy noszący na irokeza. Wtedy to obudził mnie stukot kół wozu odjeżdżającego, prychanie mułów. Jak przez mgłę go jaki starca Khazadzkiego na nim siedzącego ujrzałem. Sił nawet by okrzyknąć go nie miałem. Tako leżałem ni żyw nie martwy deszcz rzęsisty i zimny ciało me smagał przez dzień i noc całe, na skałach górskich. Dnia następnego słońce gorące z nieba bezchmurnego bezlitośnie ciało me piekło. Przez cały czas ten przed zwierzem dzikim dostępu bronił do mnie baran stary z farmy mego dzieciństwa. Pamiętam go znakomicie gdyż to ja go odbierałem gdy czarny niczym noc wyłaniał się z łona matki swej lat wiele temu. Teraz stary był, głuchawy i śmierdział bardziej niż snotlingów legowisko. Skąd wziął się tam pojęcia nie posiadam. Gdy w końcu po dobach dwóch ocknąłem się z letargu ujrzałem iż ciało moje rytualnymi tatuażami mścicieli i pogromców ozdobione było. U stóp mych leżały zaś mój topór, symbol Grimnira i brzytwa. Jedna rzecz mi pozostała już, którą przy strumyku górskim w stanie nie pełnej świadomości wykonałem. Włosy swe zgoliłem na fryz jaki ów Khazad z wizji nosił. Wtedy dopiero sprawę sobie z tego co się stało zdałem. Windalf Białobrody syn Windulfa z klanu Żelaznej Pięści wywodzącego się z Karak a Kardin od słynnego smokobójcy Altswidurfa pochodzącego nie żył już, jego imię na skale hańby wykute zostało, narodził się Windalf Krzyczący Topór, Mściciel i Pogromca, zawsze krwi wrogów łaknący. Do domu mego powróciłem sam na skale hańby imię swe wykułem. Do dziś pamiętam przerażony i pełen tęsknoty wzrok piwnych niczym ale oczu mej żony oraz szklane i przepełnione bólem spojrzenie mego ojca. Gdy w milczeniu odprowadzali mnie wzrokiem gdy wychodziłem na trakt. Wyruszyłem wtedy ku największemu portowi jaki ówczas znałem Odynstaddt. Tam też języka wśród żeglarzy zaczerpnąwszy, do miasta z mej wizji wypłynąłem . Do dalekiej Estali, do Magriticie. Budynek z mej wizji okazał się być największą świątynią człeczej bogini Myrmyndi. Wielkie poruszenie wśród człeczyn, które widać nigdy krasnoluda nie widziały budziłem. Stałem tak dzień i noc, i kolejny dzień i noc czekając na odpowiedź aż ujrzałem jednego z tych którzy wtedy we wiosce mej byli. Nie bacząc na świętość miejsca rzuciłem się na niego. Niemal go zabiłem gołymi pięściami. Za to do lochu trafiłem a następnie przed arbitrami stanąłem. Trybunał gdy wysłuchał mych racji na karę dziesięciu batów mnie skazał lecz umożliwiono mi jak to człeczyny nazywają sąd boży z owym śmierdzącym bretońskim tchórzem. Pokonałem go, lecz nim kark mu skręciłem wydusiłem z niego jak najwięcej o jego kamratach i pierścieniu Altswidurfa. Takoż z miasta tego do krainy tych zawszonych, zdradzieckich niczym elfy i pozbawionych jak orki honoru śmierdzieli Bretończyków, zemsty swej dokonać. I wyłapywałem ich jednego po drugim. Plebejuszy i szlachciców, unikałem strażników dróg i rogatek, kryłem się po lesie niczym samotny wilk. Po wsiach okolicznych legendy zaczęły krążyć o mrocznym karle dosiadającym czarnego barana, zabijającym ludzi. Lecz ja tylko mściłem się i zabijałem wybranych i tych co weszli mi w drogę. Ostatecznie zemsty swej dokonałem a pomógł gdy ranny byłem Karl Marksohn drukarz i laminator z Nuln, to on do krainy zwanej Imperium mnie przemycił, wcześniej zaś opiekował się mną gdy byłem ciężko ranny. Miałem wobec niego dług, który spłaciłem, odbijając z bretońskiego transportu więźnia, zarządcę Fridricha Engelsohna zarządcę byłego jakiś ziem w tym zapyziałym kraju bez wódki i piwa. Oni to mówili mi o wspaniałości ich ojczyzny baronii Hochlandu, o ruchu socjalistycznym i o tym jak Imperator nie dba o swych poddanych sprzyjając jedynie bogatym. O hipokryzji kościoła Sigmara który zamiast jednoczyć człeczyny przeciw psom chaosu, szczuje ludzi niczym psy przeciw sobie. To od nich nauczyłem się co nieco o sposobie myślenia i mówienia zagadkami o człeczym bogu trefnisiu a zarazem przynoszącym szczęście Ranaldzie. Nawet na kilku spotkaniach ich koła dyskusyjnego w siedzibie gildii piwowarów byłem. Tak oto zacząłem mą podróż po człeczym Imperium. Umarłem i narodziłem się na nowo. Ostatnią mą wolą jest byś zaniósł mym bliskim wieść iż poległem śmiercią chwalebną i winy swe zmyłem krwią mych wrogów oraz swą własną. Sam bym chętnie raz Alię i Ojca mego ujrzał, lecz więcej bólu przyniosło by to mi jak i im. Więc ty wędrowcze którego nie znam przekaż im te wieść i spójrz za mnie w piwne niczym najznakomitsze ale oczy mej żony, prawice mego ojca uściskaj i bądź mym gościem, bowiem cały klan mój dług za to wobec ciebie mieć będzie. Taka jest ma wola ostatnia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Stowarzyszenia Blady Gród Strona Główna -> Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin